Janusz Krasiński
(1928 — 2012)
Niezwykłe świadectwo losów człowieka, poddanego miażdżącym trybom historii i mimo głębokich ran do końca walczącego o godność Polaka, intelektualisty, świadka, stojącego na straży prawdy, jest Janusz Krasiński. Urodzony 5 lipca 1928 roku w Warszawie, swojemu miastu pozostał wierny do końca, do dnia tragicznej śmierci 14 października 2012 roku. Wybitny prozaik, dramatopisarz, autor słuchowisk radiowych i adaptacji teatralnych, rozpoczynał swoją twórczą drogę w stalinowskich więzieniach, pisząc wiersze na tabliczkach z chleba i ucząc się ich na pamięć. Zanim tu trafił jako dziewiętnastolatek, pod zarzutem rzekomego szpiegostwa na rzecz USA, przeszedł drogę dla dzisiejszych nastolatków niewyobrażalną. Od 1941 roku był członkiem Szarych Szeregów, brał udział w Powstaniu Warszawskim, po jego klęsce trafił do obozu przejściowego w Pruszkowie, a stamtąd do Auschwitz-Birkenau, gdzie stracił matkę, która, mimo iż miała taką możliwość, nie chciała opuścić syna. Później był więziony w Hersbruck pod Norymbergą, skąd został ewakuowany pieszym transportem do Dachau – w kwietniu doczekał się wyzwolenia przez wojska amerykańskie, aby po dwóch latach, po powrocie do Polski usłyszeć w sfingowanym procesie wyrok piętnastu lat więzienia. W więzieniu na Mokotowie w niewielkiej celi przebywało jednocześnie ok. 100 osób, wśród nich Tadeusz Płużański, Władysław Bartoszewski, Ryszard Krzywicki-Jamontt, płk. Wacław Lipiński, ks. prof. Jan Stępień i wielu innych przedstawicieli polskiej inteligencji. Janusz Krasiński był świadkiem wyprowadzenia na śmierć pierwszego z bohaterów wystawy, słynnego rotmistrza Witolda Pileckiego – tak opisał tę dramatyczną chwilę w autobiograficznej powieści Na stracenie:
– To nie Handke, to Witold! Prowadzą Witolda!
– O Chryste!
(…)
Dowódca egzekucyjnej grupy w sztywnej rogatywce szasta nonszalancko połami płaszcza. Pewny siebie, wie dokąd i kogo prowadzi. Tuż za nim niezwykła trójca – ręka w rękę skuta kajdankami. Dwóch po bokach w bojowych szynelach, w naciśniętych głęboko na oczy czapkach, a między nimi jak karnawałowy przebieraniec – skazany. W angielskim battle-dressie i przedziwnym nakryciu głowy – ni to żałobna wdowa otulona czarną chustą, ni średniowieczny kat. Idzie niepewnie jak oślepiony koń. Śmiertelny kaptur, podwiązany pod szyją, szczelnie zasłania mu oczy. Rzuca niespokojnie omotaną głową. Z tyłu za nim dwóch z naganami i prokurator. Wojskowy – ze świńską teczką w ręce, w kamaszach i krótkim do kolan płaszczu – adiutant śmierci.
Janusza Krasińskiego zwolniono z więzienia po dziewięciu latach, w maju 1956 r. (rehabilitacji doczekał się dopiero… w roku 1998). Po opublikowaniu na łamach tygodnika „Po prostu” pierwszego, powstałego w więzieniu wiersza Karuzela, pisarz tworzy kolejne dzieła, w których, w literacko znakomitej formie, daje świadectwo tragicznym doświadczeniom rycerzy polskiej sprawy. W centrum wszystkich jego utworów jest sumienie człowieka, poddawane próbom na drogach życia – tym najtrudniejszym. Pięciotomowy cykl, na który składają się powieści: Na stracenie, Twarzą do ściany, Niemoc, Przed agonią i Przełom, to dzieło niezwykłe, daje bowiem wgląd w historię polskiego narodu na przestrzeni kilkudziesięciu lat, pozwalając zrozumieć obecne w niej do dziś mechanizmy. Według relacji jego kolegi „po piórze”, Marka Nowakowskiego, bardzo niepokoił go stan rzeczy w naszym kraju. Podczas pośmiertnej promocji ostatniej książki Janusza Krasińskiego, która miała miejsce w Muzeum Literatury, Krzysztof Masłoń powiedział: „Nic ważniejszego w polskiej prozie po roku 1989 nie powstało”. Mimo to dzieła tego wyjątkowego pisarza – świadka polskiej historii – nie są popularyzowane.